piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 3

     O ósmej Zofia czekała na Aleksandra w gabinecie, po raz kolejny wyrzucając sobie, że nie umówiła się z nim w innym miejscu. Tłumaczyła sobie, że jego zaskakująca wizyta po przypadkowo zawartej znajomości rok temu we Francji było zbyt zdumiewające, by podejmować słuszne decyzje. Tak czy siak, zostało to już uzgodnione. Mieli dzisiaj zjeść razem kolację. Serce biło jej jak zwariowane. Aleksander niezwykle jej się podobał, a dodatkowo frapował swoją zagadkową osobą.
     Przy drzwiach odezwał się dzwonek. Thorn poszedł otworzyć drzwi, gdy Zofia w tym czasie próbowała się opanować. W tym momencie do gabinetu wszedł Aleksander, spojrzał na nią tajemniczym wzrokiem, powodując, że przeszedł ją dreszcz. Były żołnierz wspaniale prezentował się po cywilnemu. Perfekcyjnie dobrany garnitur uwydatniał niezłą sylwetkę i szerokie ramiona. Zofia w dalszym ciągu czuła się trochę dziwnie w towarzystwie Aleksandra. Być może dlatego, że sytuacja, w której się poznali, była dramatyczna. Mówiła sobie w myślach, że dzisiejsza kolacja jest tylko życzliwym gestem. Nie było obawy, by wpadać w panikę. Gdyby nie przypadli sobie do gustu, więcej się nie zobaczą. Musiała jednak przyznać, że całkowicie ujął ją determinacją, z jaką dążył do ich spotkania.
     - Proszę, usiądź.
     Zofia czuła się skrępowana ciszą, która zapanowała w gabinecie. Myślała, od czego mogłaby zacząć rozmowę. Aleksander w tym czasie rozglądał się po pomieszczeniu, z nieskrywaną radością spoglądał na stylowo dobrane szczegóły umeblowania. Podszedł do półki z białymi gołębiami.
     - Zofio, skąd je masz?
     - Przywiozłam je z Polski jakiś czas temu. Wiele znaczyły dla moich rodziców. Jestem bardzo dumna, że mogę je mieć u siebie.
     W zasadzie była dumna ze wszystkiego, co udało jej się zgromadzić. Ciężko na to pracowała i znała wartość wszystkich rzeczy.
     - Mogę je obejrzeć? - zapytał Aleksander, spoglądając przez ramię na Zofię.
     Do gabinetu wszedł Thorn, niosąc martini dla Zofii i whisky dla Aleksandra. Drinki podano w szklankach od Tiffany'ego, kupionych niedawno w Nowym Jorku.
     - Pewnie, że możesz obejrzeć.
     Zofia patrzyła, jak Aleksander delikatnie ściąga z półki dwa, przytulone do siebie, białe gołębie. Po skończonych oględzinach podniósł na nią uszczęśliwiony wzrok.
     - Miło zobaczyć gołębie pochodzące z Polski, mój dziadek miał kilka modeli. - Podał je Zofii. - Sam mam chyba ze cztery.
     Zofia uświadomiła sobie, jak mało wiedziała o Aleksandrze. Podała mu drinka i zaczęli rozmawiać. Aleksander mówił dużo i bardzo chętnie, lecz Zofia czuła, że jej gość w dalszym ciągu zachowuje odpowiedni dystans, dowiedziała się jedynie, że jego dziadek interesował się kolekcjonerstwem, wakacje spędzał na Mazurach i tam poznał matkę Aleksandra. Nie powiedział zbyt dużo o swym ojcu, a Zofia nie nalegała.
     - Ty jesteś ze wschodu Polski, prawda Zofio?
     Następna zmiana tematu, Zofii wydawało się, że Aleksander zaplanował pozostać dla niej zagadką. Niezwykle przystojny, kulturalny, z właściwym obejściem, i właśnie ta ostatnia cecha zaciekawiła Zofię. Postanowiła dowiedzieć się o nim czegoś więcej w chwili, kiedy będą jedli kolację. Tymczasem Aleksander spoglądał na nią z nieukrywaną radością w oczach.
     - Tak, z Lublina, ale mam wrażenie, że od zawsze mieszkałam tutaj.
     Uśmiechnął się.
     - Podejrzewam, że po czasie spędzonym w Hollywood trudno sobie wyobrazić inne życie.
     Aleksander wypił drinka, wstał z krzesła i wyciągnął rękę po płaszcz Zofii.
     - Powinniśmy już iść, mamy zarezerwowany stolik.
     Zofia była ciekawa, dokąd chciał ją zabrać, ale starała się nie być dociekliwa i nie pytała o szczegóły. Aleksander nałożył jej płaszcz i wyszli z gabinetu. Rozejrzał się dookoła i powiedział to, co mówił już wcześniej:
     - Twój dom składa się z samych niezwykłych rzeczy.
     Wydał jej się koneserem stylowych dodatków. Bez trudu rozpoznał angielski żyrandol wiszący w holu. Nie był tylko w stanie domyślić się, jak wiele dom dla niej znaczył.
     - Dziękuję, wszystko wybierałam sama.
     - To musiała być heca.
     Heca? Dla niej było to coś więcej niż zwykła zabawa. Teraz przywykła do dostatku, przedmioty straciły już to znaczenie, ponieważ nawet bez nich, Zofia czuła się tutaj bezpiecznie.
     Aleksander w  kurtuazyjnym geście otworzył drzwi wyjściowe, na co Thorn zareagował osłupieniem. Według niego zachowanie Aleksandra było sprzeczne z etykietą. Były żołnierz uśmiechnął się do lokaja i radośnie zbiegł po marmurowych schodach. Chwilę później, oboje z Zofią stali przy jasnoniebieskim fordzie. Samochód nosił ślady wielu napraw, ale mimo to wyglądał bardzo dobrze.
     - Wspaniały samochód, Aleksandrze.
     - Dziękuję. Pożyczyłem go tylko na dzisiaj. Moje cudo stoi na kółkach, może kiedyś w końcu go uruchomię.
     Zofia nie pytała o markę samochodu. Szybko weszła do małego forda, który kierowany wprawną ręką Aleksandra podjechał pod bramę. Roger czekał, by ją otworzyć.
     - Twój kamerdyner jest chyba zbyt poważny. - Przypomniał sobie zdziwienie Thorna.
     Faktycznie, Thorn i Sarah byli poważni, ale za to niezwykle serdeczni. Zofia nie zamieniłaby ich na nikogo innego.
     - Oni chyba mnie psują - powiedziała Zofia w zakłopotaniu.
     - Przecież to nic złego. Ciesz się tym.
     - Cieszę się - odparła Zofia, starając się przytrzymać włosy.
     - Może będzie lepiej, jak podniosę dach? - zaproponował Aleksander, gdy skierowali się w stronę ulicy prowadzącej do miasta.
     - Nie trzeba, tak jest dobrze - odpowiedziała Zofia. To nic, że wiatr plątał jej włosy. Może przez to wyglądała bardziej urokliwie. Gdy siedziała obok Aleksandra, Zofia miała wrażenie, że znowu jest tą zwyczajną dziewczyną. Ta zmiana bardzo jej się podobała. Irytująca jedynie była świadomość, że jutro musi wstać o piątej, dlatego wieczór nie mógł się długo przeciągać.
     Zatrzymali się przed restauracją Bottega Louie. Na widok Aleksandra twarz odźwiernego rozpromieniła się.
     - Panie Daniewicz, przyjechał pan!
     - Oczywiście Sam, ale naprawdę, nie było to łatwe zadanie!
     Mężczyźni podali sobie ręce, gdy nagle Sam zapytał:
     - Panie Daniewicz, a co z pańskim samochodem?
     - Jeszcze przez jakiś czas będzie stał nieruchomo. Może w przyszłym tygodniu uda mi się go ruszyć.
     - Chwała Bogu, myślałem już, że zamienił go pan na tego grata.
     Zofia była trochę zdumiona kąśliwą uwagą na temat samochodu. W zaskoczenie wprawił ją fakt, że Aleksander był stałym bywalcem restauracji Bottega Louie. Kierownik sali prawie płakał na jego widok, każdy kelner składał mu gratulacje z okazji powrotu. Aleksander zamówił drinki i ruszył z Zofią na parkiet.
     - Jesteś tutaj najpiękniejszą kobietą, Zofio - szepnął.
     Spojrzała na niego z nieskrywanym uśmiechem.
     - Nie będę pytać o to, czy kiedyś tu byłeś.
     Roześmiał się i po mistrzowsku wykonał taneczny obrót. Kim on jest? - ta myśl nie dawała spokoju Zofii. Kim był ten młody dżentelmen? Lekkoduchem z Los Angeles? Celebrytą? Coraz bardziej ją to intrygowało. Może był reżyserem, o którym nigdy nie słyszała? Był nie byle kim, a więc kim? Bardzo ją to nurtowało. Czuła się nieswojo, będąc w Bottega Louie z mężczyzną, którego prawie nie znała.
     - Coś mi się wydaje, że nie chcesz się ujawnić, panie Daniewicz.
     Aleksander uśmiechnął się na widok jej niedowierzającego spojrzenia.
     - Nic z tych rzeczy.
     - Więc kim jesteś?
     - Wiesz o mnie całkiem sporo. Nazywam się Aleksander Daniewicz i mieszkam w Los Angeles - odparł, mówiąc także swój stopień wojskowy.
     Zofia roześmiała się.
     - To nie wnosi nic nowego i wiesz co - zajrzała w głąb jego oczu - sądzę, że świetnie się bawisz mim kosztem, gdy odgrywasz zagadkowego faceta. Zdałam sobie sprawę, że wszyscy w mieście cię znają. Oczywiście oprócz mnie, panie Daniewicz.
     - Nie wszyscy! Tylko kelnerzy, pracowałem tu...
     Wyjaśnienia Aleksandra przerwało huczne wejście nowych gości. Młoda kobieta, ubrana w czerwoną, bardzo obcisłą sukienkę, miała jasnoblond włosy. Nie ulegało wątpliwości, że była to Greta Garbo. Towarzyszył jej przyjaciel John Gilbert. Codziennie byli w tym lokalu. Zofia twierdziła, że Greta była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziała. Kiedyś miała okazje zobaczyć ją z dużej odległości, a teraz Greta zatrzymała się blisko Zofii. Za chwilę podeszła bliżej, wykonała obrót i potknęła się o Zofię. Ta chciała ją przepraszać, lecz Greta bez zbędnych powitań, rzuciła się Aleksandrowi na szyję. Po dłuższej chwili Greta wypuściła Aleksandra z objęć, zasypując go tym samym potokiem słów.
     - Rany, Aleks, wróciłeś! Ty nieokrzesany chłopcze, przez cały ten czas nie dałeś znaku życia. Wszyscy o ciebie pytali, a ja nie wiedziałam, co im powiedzieć...
     Znowu rzuciła mu się na szyję. Była nim tak bardzo pochłonięta, że nawet nie zauważyła Zofii.
     - Witaj w domu. - Odwróciła twarz, spojrzała ukradkiem na Zofię. - Czy jutro będziemy o tobie czytać w plotkarskich magazynach?
     - Greta, daj spokój, wróciłem dopiero dwa dni temu.
     - To nic. - Ponownie spojrzała na Zofię. - Miło mi cię spotkać.
     Grzeczne, nic nie znaczące słowa, pomyślała Zofia.
     - Opiekuj się dobrze Aleksem - zakończyła Greta, klepiąc go po policzku. Ruszyła w stronę Gilberta, który na powitanie zasalutował Aleksandrowi. Po chwili usiedli przy stoliku. Aleksander podniósł drinka, a Zofia, chwytając go za dłoń, miała wrażenie, że pęknie ze złości.
     - Okey, majorze, teraz tylko prawda - cedziła słowa, którym wtórował uśmiech Aleksandra. - Mam dosyć tej zabawy. Chcę wiedzieć, kim ty do diabła jesteś? Reżyserem? Gangsterem?
     Oboje śmiali się z tej sytuacji.
     - A może byłem amantem? Nie pomyślałaś o tym?
     - Bzdura. Skąd znasz Gretę Garbo?
     - Grałem w golfa z jej przyjacielem, poznałem ich tutaj.
     - I pewnie wtedy, kiedy pracowałeś tu jako kelner, mam rację?
     W dalszym ciągu była rozbawiona. Chciała jednak zachować kamienny wyraz twarzy. Zmusiła Aleksandra, by patrzał prosto w jej oczy i słuchał tego, co chciała mu powiedzieć.
     - To nie jest śmieszne. Ta sytuacja już dawno przestała mnie bawić. Zapraszasz mnie na obiad, spotykamy się u mnie w domu, gdzie czuję ogromne zakłopotanie i nieoczekiwanie okazuje się to zbyteczne, gdyż jesteś wielce ustosunkowany. Ja nie mam takich znajomych.
     - Cóż ja słyszę, moja droga.
     - Co takiego? - na jej twarzy pojawił się rumieniec.
     - A co mi powiesz na temat Ricka?
     Rumieniec zrobił się bardziej widoczny.
     - Wierzysz we wszystko, co zobaczysz w kolorowych czasopismach?
     - Oczywiście, że nie, dużo słyszałem od znajomych.
     - Nie widziałam go już bardzo długo. - Zofia zrobiła tajemniczą minę, a Aleksander nie pytał o szczegóły. - A teraz nie zmieniaj tematu, tylko mów, kim jesteś?
     Aleksander schylił się nad stolikiem i szepnął do ucha Zofii:
     - Jestem królewskim lokajem.
     Zofia nie mogła powstrzymać śmiechu. Kierownik sali przyniósł butelkę wina i menu.
     - Serdecznie witam w domu. Bardzo się cieszę, że jest pan już z nami.
     - Dziękuję,
     Aleksander zamówił kolację, wzniósł toast i cały wieczór żartował. Po wyjściu z restauracji, odwiózł Zofię do domu. Zatrzymał forda przed bramą, dotknął dłoni Zofii i całkiem innym tonem zaczął mówić:
     - Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to jestem bezrobotnym żołnierzem. Nie pracuję, nigdy nie pracowałem, nie mam mieszkania, znają mnie w Bottega Louie, bo często tam bywałem. Nie będę udawał, że jestem kimś ważnym, bo tak nie jest. Ty jesteś prawdziwą gwiazdą, Zofio, a ja oszalałem na twoim punkcie tego dnia, kiedy się poznaliśmy, ale nie chcę cię oszukiwać. Jestem zwyczajnym Aleksandrem Daniewiczem, zupełnie tak jak myślisz: człowiekiem bezrobotnym, bezdomnym i z pożyczonym samochodem.
     Nie wierzyła jego słowom. Od bardzo dawna Zofia nie spędziła tak miłego wieczoru.
     Aleksander był bardzo inteligentny, przystojny i z poczuciem humoru, do tego znakomicie tańczył. Biło od niego ciepło i świetnie orientował się w sprawach, w których Zofia była amatorką. Ujmował ją naturalnością, niezwykle rzadko spotykaną w snobistycznym i pozerskim Hollywood.
     - Dobrze. Więc kimkolwiek jesteś, to był wspaniały wieczór - odparła Zofia, spoglądając na zegarek, wskazujący pierwszą godzinę. Nie chciała nawet o tym myśleć, jak jutro wytrzyma na planie.
     - Zobaczymy się jutro? - zapytał Aleksander z nutką nadziei w głosie.
     Zofia pokręciła przecząco głową.
     - Nie mogę, Aleksandrze. Codziennie rano muszę wcześnie wstawać.
     - Czy długo to potrwa?
     - Do końca zdjęć.
     Aleksander spojrzał na nią całkowicie zdumiony. może tylko grzeczność kazała jej powiedzieć, że wieczór był wspaniały? Czekał na nią rok, śnił i marzył. Z całych sił starał się, by wszystko dobrze wypadło. Pragnął się z nią codziennie umawiać, bawić do granic wytrzymałości. Nie mógł czekać do końca kręcenia filmu.
     - Nie mogę tak długo czekać. Może za dwa dni? Odwiózłbym cię wcześniej niż dzisiaj. - Zerknął na zegarek. - Nie myślałem, że jest aż tak późno. - Mówił łagodnym głosem. - Ja również uważam, że to był wspaniały wieczór, Zofio. - Aleksander był w niej zakochany po uszy. Przez ostatni rok marzył o chwili, w której zobaczy Zofię. Rok temu obiecał sobie, że pierwszą rzeczą, jaką zrobi po powrocie, będzie spotkanie z Zofią. W końcu mógł realizować swoje plany. Pragnął, by Zofia zakochała się w nim równie szaleńczo, jak on zakochał się w niej. Aleksander był osobą, która zawsze osiągała wyznaczony cel, lecz Zofia jeszcze tego nie wiedziała.
     Patrzył na Zofię proszącym wzrokiem. Nie była w stanie mu odmówić.
     - Dobrze, Aleksandrze, spotkamy się za dwa dni, ale pod warunkiem, że przywieziesz mnie wcześniej, inaczej umrę z wycieńczenia.
     - Masz to jak w banku - odparł.
     Patrząc na Zofię, pragnął ją pocałować. Nie chciał jednak, by wzięła go za natarczywego wielbiciela, więc starał się kontrolować. Dla niego Zofia była kimś bardzo ważnym. Aleksander obszedł samochód i otworzył Zofii drzwi. Teraz stali przed bramą, trzymając się za ręce.
     - Wspaniale się bawiłam, dziękuję,
     Podeszli wspólnie do marmurowych schodów. Zofia walczyła z pokusą zaproszenia Aleksandra na whisky. Rozsądek był przeciwny, podsuwając okropne wizje jutrzejszego dnia na planie. Aleksander delikatnie pocałował jej włosy.
     - Będę za tobą tęsknił.
     Zofia pokiwała głową i całkowicie nie kontrolując słów, rzekła:
     - Ja też będę tęskniła, Aleksandrze.
     Aleksander doskonale wiedział, jak ją zainteresować swoją osobą i sprawić, by za nim tęskniła. Prawdopodobnie z innym mężczyzną byłoby to przerażające, ale nie z Aleksandrem, z nim czuła się cudownie, tak bardzo, że nie miała się czego bać.
   

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 2

Hollywood 1945
     Na planie panowała całkowita cisza, nerwy sięgnęły zenitu. Chwila, na którą czekano pięć miesięcy, za moment miała nadejść, lecz nikt z tego faktu nie był szczęśliwy. Właśnie kończyła się produkcja niezwykłego filmu, przy którym wszystko łatwo szło; atmosfera była przyjacielska, natomiast gwiazdy i reżyser byli wielbieni. Pierwszoplanową męską rolę zagrał Eric Barkley, według krążących plotek najlepszy amant i talent Hollywood. Plotki zdawały się być usprawiedliwione, gdyż faktycznie, aktor swoją pracę wykonywał profesjonalnie. Pokazywał to w każdej scenie. Ostatnia ukazywała go całego we łzach, patrzącego za odchodzącą, również płaczącą partnerką, Zofią Tarnowską. Barkley był naprawdę wzruszony, żałował końca współpracy z Zofią.
     - Stop! Ujęcie skończone! - zawołał członek ekipy technicznej. Ciszę przerwał krzyk, a brawom i uściskom nie było końca. Wniesiono szampana dla wszystkich pracowników i plan filmowy zamienił się w salę bankietową. Zofia stała przytulona z wpatrzonym w nią Ericiem.
     - Świetnie się z Tobą pracowało, Sophie.
     - Zdecydowanie mogłabym powiedzieć to samo.
     Uśmiechnęli się porozumiewawczo. Trzy lata temu mieli ze sobą romans i dlatego Zofia wahała się, czy powinna przyjąć tę rolę. Obawy okazały się jednak niegroźne, Eric zachowywał się kulturalnie w każdej sytuacji. Od początku do końca zdjęć. Wspomnienia ich dawnego uczucia nie zakłóciły współpracy między nimi.
     Eric uśmiechnął się czule do Zofii, wypuszczając ją z objęć.
     - Myliłem się, kiedy myślałem, że wszystko między nami skończone. Będę za tobą tęsknił.
     Oboje się roześmieli.
     - Ja za tobą również.
     Zofia patrzała na radosnych uczestników spontanicznego bankietu. Reżyser czule całował dekoratorkę wnętrz, która prawie nie została jego żoną. Zofia bardzo ich lubiła. Odkąd zaczęła pracować jako aktorka, coraz bardziej fascynowała ją reżyseria.
     - Co teraz planujesz, Eric?
     - Za dwa dni wyjeżdżam do Los Angeles, a potem płynę do Francji. Chciałbym spędzić kilka dni na Riwierze, zanim lato się skończy. Każdy mi odradza tą podróż, ale ja nie dam za wygraną. Co mi tam po rozsądnych radach!
     Spojrzał na nią, robiąc dziwną minę. Był dwadzieścia dwa lata starszy od Zofii, ale wcale na tyle nie wyglądał. Był doskonale poinformowany, że jest uważany za najprzystojniejszego mężczyznę w mieście.
     - Chciałabyś pojechać ze mną?
     Jego urok osobisty nie robił już na Zofii takiego wrażenia jak kiedyś.
     - Nie, dziękuję - odpowiedziała. Uśmiechając się, kiwnęła mu palcem: - Nie zaczynaj wszystkiego od początku, Eric. Byłeś takim dżentelmenem.
     - Oczywiście, ale tylko w pracy, a teraz mam na myśli urlop.
     - Doprawdy?
     Chciała się z nim odrobinę podroczyć, gdy nagle studio ogarnęła panika. Zofia nie mogła zrozumieć, co zaszło. Spoglądała na płaczących ludzi, którzy biegali w koło. Odruchowo złapała Erica pod ramię.
     - Co? - Eric próbował się czegoś dowiedzieć od człowieka stojącego nieopodal. - Rany Boskie...- Odwrócił się do Zofii. Nie mówiąc żadnych słów objął ją, aż w końcu drżącym głosem powiedział: - Wojna się skończyła. Japonia skapitulowała.
     W końcu! W końcu koniec. Kilka miesięcy temu w Europie, teraz w Stanach. Zofia płakała razem z Ericiem. Do sali wkroczyli mężczyźni z ekipy z nowymi butelkami szampana. Pośród radosnych okrzyków: ,,To koniec" słychać było strzelanie korków.
     Jakiś czas później Zofia w dalszym ciągu pełna entuzjazmu wracała do swojego domu w Sunset Hills. Miała teraz dwadzieścia trzy lata, była dojrzałą kobietą, która zdobyła szczyt kariery zawodowej. Od pewnego czasu powtarzała sobie, że więcej nic znaczącego nie osiągnie. Nie mogła sobie nawet tego wyobrazić. Łaskawy los jednak ciągle potrafił ją zaskakiwać. Dostawała bardziej ciekawe role, ważne nagrody, a na koncie miała majątek. Pół roku temu przechodziła ciężkie chwile, zmarli jej rodzice. Ojciec był chory na raka, matka miała wypadek samochodowy. Zofia długo nie mogła się otrząsnąć. Po ich śmierci pojechała do Polski i sprzedała ich rodzinny dom. Mimo wszystko Zofia nie czuła się osamotniona, kochała swoją pracę, miała wsparcie u wielu przyjaciół. Czasami jednak dosięgał ją przejmujący smutek, myśl, że do nikogo nie należała...
     Zofię nadal to dziwiło, że zrobiła tak szybko karierę. Przecież jeszcze sześć lat temu, gdy wybuchła wojna, nie żyła w ten sposób. Rok temu wróciła z ostatniego koncertu dla żołnierzy. Kupiła dom, nakręciła dwa filmy i chociaż w dalszym ciągu planowała koncertować, nie miała jednak na to czasu. Ciągłe premiery, wywiady i bankiety. Gdy robiono zdjęcia do filmu, wstawała o czwartej nad ranem i spędzała wiele godzin na planie. Następna produkcja miała się rozpocząć za miesiąc, ale każda rola musiała zostać wcześniej przedyskutowana i omówiona, dlatego Zofia już teraz czytała scenariusz po kilka razy dziennie. Według zapewnień jej agenta, ta rola powinna przynieść jej Oscara. Zofię bardzo bawiła ta radość. Przecież miała już na swoim koncie Oscara, trzy razy była nominowana. Steve przekonywał ją jednak, że film będzie wybitny i Zofia mu uwierzyła na słowo. Darzyła go zaufaniem, pełnił rolę jej opiekuna i dobrego ducha.
     Skręciła w boczną uliczkę, mijając rezydencję Milesów. Zatrzymała się przed swoją bramą, czekając aż dozorca ją otworzy. Był to starszy, siwowłosy niski człowiek. Pracował tu od roku. Uśmiechnął się i zapytał:
     - Jak minął dzień, panno Tarnowska?
     - Był bardzo pracowity. Słyszałeś co się stało, Roger?
     Jego mina mówiła, że o niczym nie miał pojęcia.
     - Koniec wojny! - Uśmiechnęła się ciepło, patrząc na łzy spływające po policzku Rogera. Wiedziała, że dozorca nie brał w niej udziału, ale stracił na niej jedynego syna.
     - Czy jest pani pewna?
     - Absolutnie pewna. To koniec wojny - odrzekła Zofia.
     - Całe szczęście - powiedział Roger drżącym głosem. Odwrócił twarz, by móc otrzeć łzy. - Dzięki Bogu - dodał.
     Dozorca zamknął mosiężną bramę. Zofia pomachała mu i podjechała pod dom. Tu funkcję lokaja pełnił Thorn. Gdy Zofia wychodziła wieczorami, to Thorn był również szoferem. Zazwyczaj Zofia sama prowadziła swojego volkswagena. Uwielbiała nim jeździć po Los Angeles. Wieczorami przesiadała się do niebieskiego lincolna, wtedy za kierownicę siadał Thorn. Z początku kupno lincolna wydawało jej się absurdem, była nawet zdumiona, że o tym pomyślała. Ale kiedy auto należało już do niej, czuła zakłopotanie. Pokusa była jednak silniejsza. Chwila wystarczyła, by poczuć zapach luksusu, miękki dywan pod stopami, eleganckie elementy wyposażenia...Zdążyła się już przyzwyczaić do wszystkich zbytków, na jakie pozwalały jej sukcesy. Przecież nikt przez nią nie cierpiał, Zofia często tłumaczyła sobie w duchu, że to jej pieniądze i w końcu ma prawo je wydawać.
     W jej życiu nie pojawił się nikt jeszcze, z kim mogłaby się dzielić majątkiem, a samej trudno było wszystko wydać. Część pieniędzy zainwestowała, za radą Steva, pozostała część czekała na pomysły, jak je wydać. Zofia nie lubiła ekstrawagancji, które cenili sobie jej znajomi z planów filmowych. Większość z nich nosiła rubiny i diamenty, zakładając je na wszystkie bankiety i przyjęcia. Do mody zagościły również szynszylowe futra. Zofia nie lubiła futer, choć w swojej szafie miała jedno z białych lisów, które rzadko zakładała, jednak za każdym razem budziła we wszystkich zachwyt.
     Po latach marzenia Zofii się spełniły, wchodziła po marmurowych schodach swojego własnego domu w Sunset Hills. Thorn, holenderski lokaj z poważną twarzą, właśnie otwierał jej drzwi. Zofia była jedną z niewielu osób, które mogły liczyć na jego uśmiech. Razem z żoną twierdzili, że Zofia to ich najlepszy pracodawca w życiu; pozbawiona fanaberii i jakichkolwiek manier gwiazd z Hollywood i do tego najmłodsza. Zofia nie była zadufana w sobie. Przyciągała do siebie ludzi życzliwością i taktem. Praca w jej domu sprawiała ogromną przyjemność. Zofia prawie nigdy nie wydawała przyjęć, więc zasadniczym zajęciem były codzienne porządki.
     - Witaj, Thorn.
     - Panno Tarnowska - lokaj spoglądał na Zofię spokojnym wzrokiem - Czy to nie wspaniała nowina?
     - Tak, to naprawdę wspaniała nowina, Thorn. - Zofia odpowiedziała mu promiennym uśmiechem.
     Thorn nie miał żadnych synów na froncie, ale wielu jego krewnych ucierpiało podczas nalotów bombowych.
     Zofia otworzyła drzwi gabinetu i usiadła przy małym biurku z zamiarem przeczytania listów. Sięgnęła po pierwszy z nich i na chwilę zamarła w bezruchu, myśląc, ilu żołnierzy ocalało. Spojrzała za okno w kierunku basenu i ogrodu...Poczuła łzy, które spływały jej po policzkach. Dramat wojny, zabici ludzie, zniszczony świat i jej własny świat, w którym żyła. Czy możliwe są aż tak sprzeczne realia? Pomyślała o Aleksandrze. Nie spotkali się nigdy więcej, ale w dalszym ciągu o nim myślała. Kilkakrotnie miała w planach trasę koncertową wśród żołnierskich baz, ale nigdy się na nią nie zdecydowała. Za każdym razem przeszkodą był brak czasu.
     Przeniosła wzrok na biurko z listami i rachunkami. Starała się przegnać wspomnienia z umysłu, ale nie było to łatwe zadanie. Ostatnio stale pracowała, nie miała życia osobistego. Co prawda, przez jakiś czas była związana z pewnym reżyserem, lecz zaraz potem odkryła, że bardziej niż on, fascynowała ją jego praca. Była dumna z sukcesów, jakie odnosił, ale ekscytacja szybko zniknęła i każde ruszyło inną drogą. Od tamtej chwili tkwiła w bezustannym zastoju.
     Zofia nigdy nie była ofiarą plotek i skandali, a jeśli nawet z kimś publicznie się pokazała, to dlatego, że tą osobę kochała. Jak na wielką gwiazdę prowadziła spokojne i poukładane życie. Niezwykle dbała o swą prywatność i strzegła jej przed dziennikarzami. Agent doradzał, by częściej wychodziła na spotkania towarzyskie, zamiast siedzieć samotnie w domu, czytając scenariusze. Steve mówił jej także, że się ukrywa, a jego oskarżenia przybierały na sile w przerwach między kolejnymi filmami.
     Nadchodzący miesiąc Zofia chciała wykorzystać na solidne przygotowanie się do roli i chwilę odpoczynku. Umówiła się z koleżankami w Nowym Jorku, miała zaplanowany weekend ze Smithami w ich wielkiej posiadłości z zoo. Resztę czasu pragnęła spędzić w domu, wylegując się na słońcu, słuchając brzęczących owadów.
     Zofia przymknęła oczy w rozmarzeniu, nie usłyszała Thorna, który wszedł z filiżanką kawy. Kroki Thorna były ledwie słyszalne, poruszał się z kocią gracją. Stał teraz przed nią w nienagannym stroju, ze złotą tacą w dłoni. Serwis w białe kwiaty, był jej ulubioną zastawą. Thorn postawił kawę na stoliku.
     Lokaj bez słów wyszedł z gabinetu, pozostawiając Zofię samą w jej zamyśleniu. Rozglądała się po gabinecie; malowane wazy, unikatowe egzemplarze książek, perski dywan. W holu wisiał angielski żyrandol z kryształów. Jadalnia była wyposażona we francuskie meble. Zofia lubiła swój dom, nie tylko ze względu na piękno tych wszystkich przedmiotów, ale również ze względu na kontrast między tym a poprzednim życiem. Świadomość, że bogactwo, które zdobyła ciężką pracą sprawiało, że Zofia ceniła swój majątek. Za jadalnią znajdował się pokój gościnny, który był urządzony ze smakiem, nowoczesność ze starociami, Ta forma eklektyzmu była zamierzona. Bladoróżowy marmur kominka świetnie komponował się ze stylowymi krzesłami. Szerokie schody prowadziły do sypialni i łazienki. Planując wystrój domu, Zofia spełniała swe dziecięce marzenia. W środku panowała biel, a dekoracje stanowiły lustra. Blisko sypialni był mały salonik, w którym Zofia przesiadywała, ucząc się nowych ról bądź odpisując na listy. Pozostałą część domu zajmowała służba. Nad garażem znajdowała się dobudówka, w której mieszkał Thorn z żoną. W ogromnym ogrodzie stał basen, altanka z bilardem, a także garderoba dla gości. Zofia nazywała tę posiadłość swoim światem i lubiła w nim przebywać. Perspektywa wyjazdu do Nowego Jorku wcale jej nie pocieszała.
     Leniwie spakowała walizki. Wybierała się do Maggie Simpson, swojej dawnej przyjaciółki. Zaprzyjaźniły się, gdy Zofia była debiutantką w tym zawodzie. Ta znajomość była zażyła i ciągła. Zofia darzyła Maggie dużym szacunkiem, a ta zdradziła jej kilka tajników aktorskiej profesji. Wizyta rozpoczęła się od rozmowy na temat nowego filmu i roli, którą miała zagrać Zofia. Bez wątpienia było to dla niej trudne zadanie, dodatkowo mężczyzna grający pierwszoplanową rolę, nie miał dobrej opinii. Krążyły plotki, że współpraca z nim jest bardzo ciężka. Zofia miała znowu obawy, czy przyjąć darowaną jej rolę. Maggie natomiast starała się dostrzegać pozytywne strony podjętej przez nią decyzji, przy czym rozwodziła się nad pokazaniem przez przyjaciółkę pełni swoich umiejętności.
     - I właśnie to mnie martwi - powiedziała Zofia. - Co się stanie, kiedy nie dam rady idealnie wykreować postaci?
     Rozmowy z Maggie zastępowały jej pogaduszki z matką, tym bardziej, że przyjaciółka była sławną damą, doskonale zorientowaną w temacie. Matka, zbyt prosta kobieta, żeby mogła zrozumieć istotę zawodu córki. Wszyscy sąsiedzi słuchali jej historii o życiu córki w Hollywood.
     - Maggie, ja mówię poważnie. Co będzie, jeśli źle wypadnę? - powtórzyła Zofia.
     - Droga Sophie, każdemu zdarzają się upadki. Nie masz się co martwić, na pewno pójdzie ci dobrze. - W głosie Maggie dało się słyszeć udawaną irytację. - Staraj się, a nie będziesz miała kłopotów.
     - Miejmy nadzieję, że masz rację - odpowiedziała Zofia.
     Wspólne spacery po ulicach Nowego Jorku były dla Zofii momentami szczególnymi, bo Maggie należała do osób, przed którymi potrafiła otworzyć swoje serce. Maggie ujmowała ją swoją mądrością życiową, zawodową, a także poczuciem humoru.
     W chwili gdy rozmowa wkroczyła na temat mężczyzn, Zofia usłyszała pytanie o kogoś istotnego w jej życiu.
     - Do tej pory jeszcze nie poznałam nikogo odpowiedniego - rzekła Zofia
     - Na pewno kogoś poznałaś. - Maggie patrzała badawczo w oczy Zofii. - Czego się boisz?
     - Być może się boję, ale żaden z poznanych mężczyzn nie był dla mnie.To prawda, że mogłam mieć wszystko, co chciałam, ale to nie to. Nigdy, żaden mężczyzna nie był na tyle autentyczny.
     - Całe szczęście. Jeśli tak, to nie warto się angażować, ale są przecież inni mężczyźni, nie tylko naciągacze - stwierdziła Maggie.
     Żadna z nich w tą nie wątpiła, ale sława i uroda Zofii sprawiały, że lgnęli do niej sami playboye i lekkoduchy.
     - A może po prostu nie miałam czasu, żeby poszukać odpowiedniego mężczyzny.
     Śmieszne było to, że Zofia nie potrafiła sobie wyobrazić siebie u boku żadnego znanego jej  mężczyzny, nawet Ricka. Jej ideał to wielkomiejska wersja przeciętnego mieszkańca Los Angeles. Taki ideał zimą odgarniałby śnieg sprzed garażu, ozdabiał choinkę na święta, spacerował z nią i dziećmi. Zofia marzyła o kimś całkiem zwyczajnym i prawdziwym, dla kogo liczyłaby się rodzina, a nie hollywoodzkie życie gwiazdora. Myśląc o tym, przypomniała sobie swoją nową rolę i zaczęła o niej rozmawiać z Maggie. Do czasu, gdy nie miała rodziny, cały czas poświęcała pracy. Życie zawodowe to jej pełny sukces, natomiast życie prywatne...Maggie zamartwiała się, że Zofia nadal była sama. Prawiła jej kazania o zgorzknieniu, które ma niekorzystny wpływ na karierę i kondycję psychiczną.
     - Przyjedziesz na plan filmowy? - Zofia spojrzała na Maggie dziecięcym, błagalnym wzrokiem.
     Starsza przyjaciółka przecząco pokręciła głową.
     - Doskonale wiesz, że nie lubię tego miejsca.
     - Nawet nie wiesz, jak bardzo cię potrzebuję.
     Maggie zauważyła w oczach Zofii samotność. Wzięła ją pod rękę i rzekła:
     - To bardzo świetnie, bo ja ciebie również potrzebuję jako przyjaciółki. Ale nie jestem ci potrzebna do tego, by kierować twoimi poczynaniami aktorskimi. Jesteś bardzo utalentowana i świetnie dajesz sobie radę. Ja na pewno bym cię rozpraszała.
     Pierwszy raz w życiu Zofia potrzebowała moralnego wsparcia w obawie przed nową rolą. Mimo zapewnień Maggie wcale nie czuła się pewnie. Z ciężkim sercem wyjeżdżała z Nowego Jorku, udając się w dalszą podróż do Smithów. Przez całą drogę myślała o Maggie i dzieciństwie w Polsce. Poczuła się ogromnie samotna, tęskniła za rodzicami. Po raz pierwszy od dłuższego czasu miała wrażenie pustki w sercu. Starała się wmówić sobie, że zdenerwowanie jest spowodowane nową rolą, ale tak naprawdę wiedziała, że pragnie kochać i być kochaną. Rozmyślała o wszystkich mężczyznach, których poznała do tej pory i zrozumiała, że żaden z nich nie był w stanie wypełnić tej pustki.
     Zofia dojechała do Smithów w bardzo refleksyjnym nastroju. W posiadłości był już tłum gości, codziennie coś się działo, ale Zofia nie mogła pozbyć się uczucia samotności. Tak naprawdę miała tylko swoją pracę. Wśród niej była masa ludzi, ale zdawała sobie sprawę, że tylko Maggie Simpson i agent Steve się dla niej liczyli. Zofia odetchnęła z ogromną ulgą, kiedy opuszczała roześmiane towarzystwo. Wracała do Los Angeles. Cieszyła się z powrotu do domu, gdzie nie trzeba było uśmiechać się na zawołanie. Kiedy była na miejscu, otworzyła sobie drzwi i poszła prosto do sypialni. Wyciągnęła się na wielkim łożu i stwierdziła, że powoli wraca jej humor; z przyjemnością chłonęła atmosferę swojego domu, o wiele bardziej przytulnego niż rezydencja Smithów. Mężczyźni? Nic z tych rzeczy. Najistotniejsze, że miała pracę, która dawała jej wiele radości.
     Kolejny miesiąc Zofia spędziła bardzo pracowicie, przygotowując się solidnie do nowej roli. Zdążyła się nauczyć scenariusza na pamięć, chodząc po domu i czytając linijkę po linijce. Starała się analizować sceny, wczuć się w nową rolę; postać kobiety doprowadzoną do szaleństwa przez małżonka i w rezultacie zabijającej go. Scena zabójstwa sprawiała Zofii wiele obiekcji. Przede wszystkim martwiła się, czy nie straci sympatii widzów i czy będzie nadal sławna? To było najważniejsze pytanie.
     Nadszedł dzień, w którym rozpoczęły się zdjęcia. Zofia przyszła na plan bardzo wcześnie. W ręku trzymała torebkę, a w niej scenariusz i kilka drobiazgów do makijażu. Udała się prosto do garderoby.
     Wytwórnia zatrudniła dla Zofii garderobianą. Niektórzy aktorzy przyjeżdżali na plan razem ze swoją służbą. Tym razem trafiła na miła Murzynkę, z którą kiedyś miała przyjemność pracować. Kobieta była doświadczona i udzielała cennych wskazówek. Obie uśmiechnęły się na swój widok. Becky zawiesiła kostiumy, postawiła walizkę z kosmetykami. Przyniosła kawę z dwoma łyżkami cukru, tak jak Zofia lubiła najbardziej. Dwie godziny później na plan przyjechał fryzjer, który zastał aktorkę jedzącą śniadanie. Becky była znana z tego, że miała skłonność do rozpieszczania gwiazd, ale Zofia nigdy tak bardzo tego nie wykorzystywała.
     - Becky, chcesz mnie zepsuć na resztę życia? - Zofia patrzyła na swoją garderobianą oczami pełnymi wdzięczności.
     - O to mi chodzi - odparła Becky, ciesząc się ze współpracy z Zofią. Była urzeczona pogodą ducha i życzliwością sławnej gwiazdy. Często opowiadała o niej swojej rodzinie i była dumna, że zatrudniono ją u jej boku.
     Po trzech godzinach Zofia mogła wyjść na plan. Stała w drzwiach studia ubrana w jasnozieloną suknię, uczesana i umalowana według rad reżysera. Kamery stały w gotowości, reżyser wymieniał się myślami z dźwiękowcem. Prawie wszyscy aktorzy byli na miejscu. Brakowało jedynie odtwórcy pierwszoplanowej roli.
     - Jak zawsze. - Zofia usłyszała niecierpliwy szept. Odetchnęła i usiadła na składanym krześle. Zastanawiała się, czy jej partner jest zawsze taki punktualny. Ewentualnie mogli zagrać sceny bez jego udziału, ale takie lekceważenie pracy nie robiło dobrego wrażenia. Zofia spoglądała na granatowe pantofelki, wyszukane specjalnie dla niej w dziale rekwizytów, gdy w tym samym momencie poczuła na sobie czyjś wzrok. Podniosła głowę i ujrzała wysokiego, bardzo przystojnego mężczyznę. Pomyślała, że to jeden z aktorów, który chciał się przywitać. Uśmiechnęła się do niego, lecz on nawet nie drgnął.
     - Zofio, pamiętasz mnie?
     Zdawało jej się, że gdzieś już go widziała. Była pewna, że gdzieś się spotkali...W jakich okolicznościach to było...Mężczyzna patrzał na nią zmieszanym wzrokiem, wręcz przestraszonym. W zakamarku pamięci odżyło wspomnienie, lecz ciągle było jak za mgłą, by przypomnieć sobie konkretną sytuację. Może kiedyś z nim grałam? - myślała intensywnie Zofia.
     - Tak naprawdę nie masz powodów, by mnie pamiętać - mówił cicho, spokojnie, starając się ukryć rozczarowanie.
     Zofia zaczynała się czuć niezręcznie w tej sytuacji.
     - Spotkaliśmy się dwa lata temu we Francji. Śpiewałaś dla żołnierzy, byłem adiutantem dowódcy.
     Mój Boże...w tym momencie wszystko sobie przypomniała; przystojną twarz, zwierzenia o pielęgniarce, która zginęła...Patrzyli na siebie w szoku...Czy mogła zapomnieć? Przez długi czas widziała w snach jego twarz, ale nie myślała, że kiedykolwiek się spotkają. Uśmiechnął się, gdy Zofia wyciągnęła dłoń na przywitanie. Bardzo wiele razy zastanawiał się, czy Zofia go pozna.
     - Witaj w domu, adiutancie.
     Elegancko zasalutował.
     - Teraz majorze, dziękuję pięknie.
     - Przepraszam...- Poczuła ogromną ulgę, kiedy go zobaczyła. - Czy wszystko u ciebie dobrze?
     - W jak najlepszym.
     Odpowiedział tak szybko, że Zofia zastanawiała się, czy powiedział prawdę. Wystarczyło jednak popatrzeć, wyglądał bardzo dobrze.
     - Co cię tu sprowadza?
     - Mówiłem ci, że mieszkam w Los Angeles. Mówiłem też, że odwiedzę cię kiedyś na planie. Zazwyczaj dotrzymuję składanych obietnic.
     Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi. Dwa lata temu wyglądał całkiem inaczej. Chłopięce rysy zamieniły się w przystojną, zmężniałą twarz...Zofia uprzytomniła sobie, że czekają na niepunktualnego aktora. Plan filmowy nie był najlepszym miejscem na spotkanie po latach.
     - Jak ci się udało tutaj wejść, Aleksandrze?
     Nadal pamiętała jego imię.
     - Hmm, trochę gotówki, opowieść o naszym spotkaniu we Francji i... jestem - odparł z uśmiechem, a w jego wzroku pojawiły się tańczące iskierki.
     Roześmiała się.
     - Przekupstwo? Ale dlaczego?
     - Mówiłem ci, że chciałbym się z tobą zobaczyć.
     Chciałbym się z tobą zobaczyć, delikatnie powiedziane, ale nawet nie wspomniał, ile razy w przeciągu tych dwóch lat o niej myślał...Milion razy zaczynał pisać list, ale zawsze zabrakło mu odwagi, by go wysłać. Zresztą zawsze, zamiast do rąk Zofii, trafiał do kosza na śmieci. Po drugie nie znał adresu, więc co miał napisać na kopercie? Zofia Tarnowska, Hollywood, USA? W rezultacie poczekał do końca wojny. Dzisiaj, po tylu zwątpieniach i nikłych nadziejach, miał Zofię przed swoimi oczami. Zobaczył ją, usłyszał. W rzeczywistości, a nie we śnie.
     - Dawno wróciłeś?
     Postanowił być szczery. Odpowiedział w pełnym uśmiechu:
     - Wczoraj, ale nie mogłem od razu przyjść.
     Przede wszystkim chciał doprowadzić do końca sprawę z domem, którego tak naprawdę nigdy nie lubił; zatrzymał się w hotelu.
     - Rozumiem - odparła Zofia. Nagle poczuła się bardzo szczęśliwa, widząc Aleksandra żywego i zdrowego. Jego przyjazd był wiadomością od wszystkich żołnierzy, którym śpiewała w bazach. Teraz stał przed nią po cywilnemu, ubrany jak każdy inny mężczyzna, a jednak wyjątkowy...Zofia nigdy wcześniej nie czuła, żeby ktokolwiek jej się tak bardzo podobał.
     W końcu pojawił się niepunktualny odtwórca głównej roli. Reżyser zawołał wszystkich na plan, wydał kilka poleceń. Pierwsza scena należała do Zofii i jej partnera, na którego tak długo czekali.
     - Idź już lepiej, Aleksandrze. Teraz pracuję - powiedziała Zofia, pierwszy raz dokonując wyboru między ukochaną pracą a mężczyzną.
     - Nie mogę popatrzeć?
     Zofia przecząco pokiwała głową. Aleksander zrobił minę bardzo zdumionego dziecka.
     - Nie dzisiaj. Pierwszego dnia wszystko jest trudne do opanowania, za kilka dni wszyscy będziemy rozluźnieni.
     Aleksandrowi niezbyt spodobało się to ,,za kilka dni". Patrzył na nią, a Zofia myślała w duchu, kim właściwie jest ten mężczyzna. Prawie go nie znała i nic o nim nie wiedziała.
     - Pójdziemy razem na obiad? - zapytał szeptem Aleksander.
     Na planie zgasły światła, Zofia coś powiedziała i ścisnęła rękę Aleksandra, reżyser krzyczał. Mężczyzna starał się utrzymać dłoń aktorki i spojrzeli sobie głęboko w oczy. Dla Zofii wszystko w tym momencie stało się jasne, stał przed nią prawdziwy mężczyzna. Był żołnierzem, miał żonę, a dzisiaj przyszedł tu specjalnie, by ją zobaczyć. Być może więcej nie trzeba, przynajmniej na pierwszy raz.
     - Oczywiście - odparła.
     Aleksander poprosił o jej adres, więc zapisała go pospiesznie na kartce. Poczuła się zażenowana na myśl, że będzie go przyjmować w swoim domu. Nie mieszkała wystawnie, jak większość gwiazd filmowych, ale zawsze lepiej niż przeciętny człowiek. Pomyślała, że Aleksander może poczuć się nieswojo. Trudno, to nie czas na ustalanie odpowiedniego miejsca na spotkanie. Wsunęła Aleksandrowi kartkę w rękę i głową pokazała mu wyjście. Chwilę później słuchała wskazówek reżysera, poznała też odtwórcę głównej roli. Po kilku godzinach zrobiono przerwę, w czasie której Zofia wesoło rozmawiała z Becky. Siedząc w garderobie, opowiadała swoje wrażenia. Aktor, pomimo swojej urody i atrakcyjności, wydawał się bardzo niesympatyczny, jakby czegoś mu brakowało...
     - Wiem o czym pani myśli. Ten człowiek nie ma serca ani rozumu.
     Zofia głośno się roześmiała. Całkowicie zgadzała się z Becky. Był zarozumiałym bufonem. Potrzebował całej rzeszy służby i pomocników. Przy każdej sposobności podkreślał swoją wyższość nad innymi, a jego zachcianki były traktowane jak rozkazy. Pod koniec zdjęć, Zofia została zaproszona na obiad. Aktor, rozmawiając z nią, patrzył na pewne krągłości jej ciała. Poczuła się niesmacznie.
     - Bardzo przepraszam, Clark, jestem już umówiona.
     Popełniła wielki błąd. Po co się przed nim tłumaczy? Nawet, gdyby nie miała umówionego spotkania, nie spędziłaby wieczoru z Clarkiem.
     - Może jutro wieczorem?
     Pokręciła głową w odmowie i odwróciła się na pięcie. Nie wyobrażała sobie dalszej współpracy z Clarkiem Surimanem. Był dobrym aktorem, ale prywatnie...
     Pod wieczór, po czternastu godzinach na planie filmowym, praca dobiegła końca. Zofia zdjęła w pośpiechu kostium, pomachała Becky i w zamyśleniu pobiegła do samochodu. Jechała do Sunset Hills najszybciej jak mogła. Weszła do domu i skierowała się w stronę schodów.
     - Czy życzy sobie pani kieliszek wina?! - krzyknął za nią Thorn.
     Zatrzymała się na górze, odpowiadając z uśmiechem:
     - Będę miała niedługo gościa.
     - Rozumiem. Czy Sarah ma przygotować dla pani kąpiel? Mogłaby też przynieść wino.
     Thorn już kilkakrotnie widział wyczerpaną Zofię, ale dzisiejszego dnia, po czternastu godzinach, nie wyglądała nawet na odrobinę zmęczoną.
     - Dziękuję, nie trzeba.
     - Czy przyjmie pani gościa w salonie?
     Thorn uważał to pytanie za retoryczne, tym bardziej się zdziwił, gdy usłyszał w odpowiedzi:
     - Nie, w gabinecie.
     Powtórnie się uśmiechnęła i ruszyła do sypialni. Jakże to był zły pomysł, żeby spotkać się z nim tutaj, pomyślała Zofia. Trudno, ważne, że Aleksander wrócił cały i zdrowy. Otworzyła swoje wszystkie szafy i wyjęła satynową suknię z narzutką na ramiona. Dobrała do niej czarne buty na niewysokim obcasie, obok sukni położyła  naszyjnik z pereł i torebkę z błękitnego jedwabiu. Wszystko wyglądało elegancko, może zbyt strojnie, ale nie było źle. Nie chciała urazić Aleksandra zbyt ekstrawagancką suknią, a po drugie była przecież gwiazdą. Poszła do łazienki. Nalała wody do wanny, wsłuchując się w szum wody. Jej myśli krążyły wokół Aleksandra Daniewicza.