piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 3

     O ósmej Zofia czekała na Aleksandra w gabinecie, po raz kolejny wyrzucając sobie, że nie umówiła się z nim w innym miejscu. Tłumaczyła sobie, że jego zaskakująca wizyta po przypadkowo zawartej znajomości rok temu we Francji było zbyt zdumiewające, by podejmować słuszne decyzje. Tak czy siak, zostało to już uzgodnione. Mieli dzisiaj zjeść razem kolację. Serce biło jej jak zwariowane. Aleksander niezwykle jej się podobał, a dodatkowo frapował swoją zagadkową osobą.
     Przy drzwiach odezwał się dzwonek. Thorn poszedł otworzyć drzwi, gdy Zofia w tym czasie próbowała się opanować. W tym momencie do gabinetu wszedł Aleksander, spojrzał na nią tajemniczym wzrokiem, powodując, że przeszedł ją dreszcz. Były żołnierz wspaniale prezentował się po cywilnemu. Perfekcyjnie dobrany garnitur uwydatniał niezłą sylwetkę i szerokie ramiona. Zofia w dalszym ciągu czuła się trochę dziwnie w towarzystwie Aleksandra. Być może dlatego, że sytuacja, w której się poznali, była dramatyczna. Mówiła sobie w myślach, że dzisiejsza kolacja jest tylko życzliwym gestem. Nie było obawy, by wpadać w panikę. Gdyby nie przypadli sobie do gustu, więcej się nie zobaczą. Musiała jednak przyznać, że całkowicie ujął ją determinacją, z jaką dążył do ich spotkania.
     - Proszę, usiądź.
     Zofia czuła się skrępowana ciszą, która zapanowała w gabinecie. Myślała, od czego mogłaby zacząć rozmowę. Aleksander w tym czasie rozglądał się po pomieszczeniu, z nieskrywaną radością spoglądał na stylowo dobrane szczegóły umeblowania. Podszedł do półki z białymi gołębiami.
     - Zofio, skąd je masz?
     - Przywiozłam je z Polski jakiś czas temu. Wiele znaczyły dla moich rodziców. Jestem bardzo dumna, że mogę je mieć u siebie.
     W zasadzie była dumna ze wszystkiego, co udało jej się zgromadzić. Ciężko na to pracowała i znała wartość wszystkich rzeczy.
     - Mogę je obejrzeć? - zapytał Aleksander, spoglądając przez ramię na Zofię.
     Do gabinetu wszedł Thorn, niosąc martini dla Zofii i whisky dla Aleksandra. Drinki podano w szklankach od Tiffany'ego, kupionych niedawno w Nowym Jorku.
     - Pewnie, że możesz obejrzeć.
     Zofia patrzyła, jak Aleksander delikatnie ściąga z półki dwa, przytulone do siebie, białe gołębie. Po skończonych oględzinach podniósł na nią uszczęśliwiony wzrok.
     - Miło zobaczyć gołębie pochodzące z Polski, mój dziadek miał kilka modeli. - Podał je Zofii. - Sam mam chyba ze cztery.
     Zofia uświadomiła sobie, jak mało wiedziała o Aleksandrze. Podała mu drinka i zaczęli rozmawiać. Aleksander mówił dużo i bardzo chętnie, lecz Zofia czuła, że jej gość w dalszym ciągu zachowuje odpowiedni dystans, dowiedziała się jedynie, że jego dziadek interesował się kolekcjonerstwem, wakacje spędzał na Mazurach i tam poznał matkę Aleksandra. Nie powiedział zbyt dużo o swym ojcu, a Zofia nie nalegała.
     - Ty jesteś ze wschodu Polski, prawda Zofio?
     Następna zmiana tematu, Zofii wydawało się, że Aleksander zaplanował pozostać dla niej zagadką. Niezwykle przystojny, kulturalny, z właściwym obejściem, i właśnie ta ostatnia cecha zaciekawiła Zofię. Postanowiła dowiedzieć się o nim czegoś więcej w chwili, kiedy będą jedli kolację. Tymczasem Aleksander spoglądał na nią z nieukrywaną radością w oczach.
     - Tak, z Lublina, ale mam wrażenie, że od zawsze mieszkałam tutaj.
     Uśmiechnął się.
     - Podejrzewam, że po czasie spędzonym w Hollywood trudno sobie wyobrazić inne życie.
     Aleksander wypił drinka, wstał z krzesła i wyciągnął rękę po płaszcz Zofii.
     - Powinniśmy już iść, mamy zarezerwowany stolik.
     Zofia była ciekawa, dokąd chciał ją zabrać, ale starała się nie być dociekliwa i nie pytała o szczegóły. Aleksander nałożył jej płaszcz i wyszli z gabinetu. Rozejrzał się dookoła i powiedział to, co mówił już wcześniej:
     - Twój dom składa się z samych niezwykłych rzeczy.
     Wydał jej się koneserem stylowych dodatków. Bez trudu rozpoznał angielski żyrandol wiszący w holu. Nie był tylko w stanie domyślić się, jak wiele dom dla niej znaczył.
     - Dziękuję, wszystko wybierałam sama.
     - To musiała być heca.
     Heca? Dla niej było to coś więcej niż zwykła zabawa. Teraz przywykła do dostatku, przedmioty straciły już to znaczenie, ponieważ nawet bez nich, Zofia czuła się tutaj bezpiecznie.
     Aleksander w  kurtuazyjnym geście otworzył drzwi wyjściowe, na co Thorn zareagował osłupieniem. Według niego zachowanie Aleksandra było sprzeczne z etykietą. Były żołnierz uśmiechnął się do lokaja i radośnie zbiegł po marmurowych schodach. Chwilę później, oboje z Zofią stali przy jasnoniebieskim fordzie. Samochód nosił ślady wielu napraw, ale mimo to wyglądał bardzo dobrze.
     - Wspaniały samochód, Aleksandrze.
     - Dziękuję. Pożyczyłem go tylko na dzisiaj. Moje cudo stoi na kółkach, może kiedyś w końcu go uruchomię.
     Zofia nie pytała o markę samochodu. Szybko weszła do małego forda, który kierowany wprawną ręką Aleksandra podjechał pod bramę. Roger czekał, by ją otworzyć.
     - Twój kamerdyner jest chyba zbyt poważny. - Przypomniał sobie zdziwienie Thorna.
     Faktycznie, Thorn i Sarah byli poważni, ale za to niezwykle serdeczni. Zofia nie zamieniłaby ich na nikogo innego.
     - Oni chyba mnie psują - powiedziała Zofia w zakłopotaniu.
     - Przecież to nic złego. Ciesz się tym.
     - Cieszę się - odparła Zofia, starając się przytrzymać włosy.
     - Może będzie lepiej, jak podniosę dach? - zaproponował Aleksander, gdy skierowali się w stronę ulicy prowadzącej do miasta.
     - Nie trzeba, tak jest dobrze - odpowiedziała Zofia. To nic, że wiatr plątał jej włosy. Może przez to wyglądała bardziej urokliwie. Gdy siedziała obok Aleksandra, Zofia miała wrażenie, że znowu jest tą zwyczajną dziewczyną. Ta zmiana bardzo jej się podobała. Irytująca jedynie była świadomość, że jutro musi wstać o piątej, dlatego wieczór nie mógł się długo przeciągać.
     Zatrzymali się przed restauracją Bottega Louie. Na widok Aleksandra twarz odźwiernego rozpromieniła się.
     - Panie Daniewicz, przyjechał pan!
     - Oczywiście Sam, ale naprawdę, nie było to łatwe zadanie!
     Mężczyźni podali sobie ręce, gdy nagle Sam zapytał:
     - Panie Daniewicz, a co z pańskim samochodem?
     - Jeszcze przez jakiś czas będzie stał nieruchomo. Może w przyszłym tygodniu uda mi się go ruszyć.
     - Chwała Bogu, myślałem już, że zamienił go pan na tego grata.
     Zofia była trochę zdumiona kąśliwą uwagą na temat samochodu. W zaskoczenie wprawił ją fakt, że Aleksander był stałym bywalcem restauracji Bottega Louie. Kierownik sali prawie płakał na jego widok, każdy kelner składał mu gratulacje z okazji powrotu. Aleksander zamówił drinki i ruszył z Zofią na parkiet.
     - Jesteś tutaj najpiękniejszą kobietą, Zofio - szepnął.
     Spojrzała na niego z nieskrywanym uśmiechem.
     - Nie będę pytać o to, czy kiedyś tu byłeś.
     Roześmiał się i po mistrzowsku wykonał taneczny obrót. Kim on jest? - ta myśl nie dawała spokoju Zofii. Kim był ten młody dżentelmen? Lekkoduchem z Los Angeles? Celebrytą? Coraz bardziej ją to intrygowało. Może był reżyserem, o którym nigdy nie słyszała? Był nie byle kim, a więc kim? Bardzo ją to nurtowało. Czuła się nieswojo, będąc w Bottega Louie z mężczyzną, którego prawie nie znała.
     - Coś mi się wydaje, że nie chcesz się ujawnić, panie Daniewicz.
     Aleksander uśmiechnął się na widok jej niedowierzającego spojrzenia.
     - Nic z tych rzeczy.
     - Więc kim jesteś?
     - Wiesz o mnie całkiem sporo. Nazywam się Aleksander Daniewicz i mieszkam w Los Angeles - odparł, mówiąc także swój stopień wojskowy.
     Zofia roześmiała się.
     - To nie wnosi nic nowego i wiesz co - zajrzała w głąb jego oczu - sądzę, że świetnie się bawisz mim kosztem, gdy odgrywasz zagadkowego faceta. Zdałam sobie sprawę, że wszyscy w mieście cię znają. Oczywiście oprócz mnie, panie Daniewicz.
     - Nie wszyscy! Tylko kelnerzy, pracowałem tu...
     Wyjaśnienia Aleksandra przerwało huczne wejście nowych gości. Młoda kobieta, ubrana w czerwoną, bardzo obcisłą sukienkę, miała jasnoblond włosy. Nie ulegało wątpliwości, że była to Greta Garbo. Towarzyszył jej przyjaciel John Gilbert. Codziennie byli w tym lokalu. Zofia twierdziła, że Greta była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziała. Kiedyś miała okazje zobaczyć ją z dużej odległości, a teraz Greta zatrzymała się blisko Zofii. Za chwilę podeszła bliżej, wykonała obrót i potknęła się o Zofię. Ta chciała ją przepraszać, lecz Greta bez zbędnych powitań, rzuciła się Aleksandrowi na szyję. Po dłuższej chwili Greta wypuściła Aleksandra z objęć, zasypując go tym samym potokiem słów.
     - Rany, Aleks, wróciłeś! Ty nieokrzesany chłopcze, przez cały ten czas nie dałeś znaku życia. Wszyscy o ciebie pytali, a ja nie wiedziałam, co im powiedzieć...
     Znowu rzuciła mu się na szyję. Była nim tak bardzo pochłonięta, że nawet nie zauważyła Zofii.
     - Witaj w domu. - Odwróciła twarz, spojrzała ukradkiem na Zofię. - Czy jutro będziemy o tobie czytać w plotkarskich magazynach?
     - Greta, daj spokój, wróciłem dopiero dwa dni temu.
     - To nic. - Ponownie spojrzała na Zofię. - Miło mi cię spotkać.
     Grzeczne, nic nie znaczące słowa, pomyślała Zofia.
     - Opiekuj się dobrze Aleksem - zakończyła Greta, klepiąc go po policzku. Ruszyła w stronę Gilberta, który na powitanie zasalutował Aleksandrowi. Po chwili usiedli przy stoliku. Aleksander podniósł drinka, a Zofia, chwytając go za dłoń, miała wrażenie, że pęknie ze złości.
     - Okey, majorze, teraz tylko prawda - cedziła słowa, którym wtórował uśmiech Aleksandra. - Mam dosyć tej zabawy. Chcę wiedzieć, kim ty do diabła jesteś? Reżyserem? Gangsterem?
     Oboje śmiali się z tej sytuacji.
     - A może byłem amantem? Nie pomyślałaś o tym?
     - Bzdura. Skąd znasz Gretę Garbo?
     - Grałem w golfa z jej przyjacielem, poznałem ich tutaj.
     - I pewnie wtedy, kiedy pracowałeś tu jako kelner, mam rację?
     W dalszym ciągu była rozbawiona. Chciała jednak zachować kamienny wyraz twarzy. Zmusiła Aleksandra, by patrzał prosto w jej oczy i słuchał tego, co chciała mu powiedzieć.
     - To nie jest śmieszne. Ta sytuacja już dawno przestała mnie bawić. Zapraszasz mnie na obiad, spotykamy się u mnie w domu, gdzie czuję ogromne zakłopotanie i nieoczekiwanie okazuje się to zbyteczne, gdyż jesteś wielce ustosunkowany. Ja nie mam takich znajomych.
     - Cóż ja słyszę, moja droga.
     - Co takiego? - na jej twarzy pojawił się rumieniec.
     - A co mi powiesz na temat Ricka?
     Rumieniec zrobił się bardziej widoczny.
     - Wierzysz we wszystko, co zobaczysz w kolorowych czasopismach?
     - Oczywiście, że nie, dużo słyszałem od znajomych.
     - Nie widziałam go już bardzo długo. - Zofia zrobiła tajemniczą minę, a Aleksander nie pytał o szczegóły. - A teraz nie zmieniaj tematu, tylko mów, kim jesteś?
     Aleksander schylił się nad stolikiem i szepnął do ucha Zofii:
     - Jestem królewskim lokajem.
     Zofia nie mogła powstrzymać śmiechu. Kierownik sali przyniósł butelkę wina i menu.
     - Serdecznie witam w domu. Bardzo się cieszę, że jest pan już z nami.
     - Dziękuję,
     Aleksander zamówił kolację, wzniósł toast i cały wieczór żartował. Po wyjściu z restauracji, odwiózł Zofię do domu. Zatrzymał forda przed bramą, dotknął dłoni Zofii i całkiem innym tonem zaczął mówić:
     - Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to jestem bezrobotnym żołnierzem. Nie pracuję, nigdy nie pracowałem, nie mam mieszkania, znają mnie w Bottega Louie, bo często tam bywałem. Nie będę udawał, że jestem kimś ważnym, bo tak nie jest. Ty jesteś prawdziwą gwiazdą, Zofio, a ja oszalałem na twoim punkcie tego dnia, kiedy się poznaliśmy, ale nie chcę cię oszukiwać. Jestem zwyczajnym Aleksandrem Daniewiczem, zupełnie tak jak myślisz: człowiekiem bezrobotnym, bezdomnym i z pożyczonym samochodem.
     Nie wierzyła jego słowom. Od bardzo dawna Zofia nie spędziła tak miłego wieczoru.
     Aleksander był bardzo inteligentny, przystojny i z poczuciem humoru, do tego znakomicie tańczył. Biło od niego ciepło i świetnie orientował się w sprawach, w których Zofia była amatorką. Ujmował ją naturalnością, niezwykle rzadko spotykaną w snobistycznym i pozerskim Hollywood.
     - Dobrze. Więc kimkolwiek jesteś, to był wspaniały wieczór - odparła Zofia, spoglądając na zegarek, wskazujący pierwszą godzinę. Nie chciała nawet o tym myśleć, jak jutro wytrzyma na planie.
     - Zobaczymy się jutro? - zapytał Aleksander z nutką nadziei w głosie.
     Zofia pokręciła przecząco głową.
     - Nie mogę, Aleksandrze. Codziennie rano muszę wcześnie wstawać.
     - Czy długo to potrwa?
     - Do końca zdjęć.
     Aleksander spojrzał na nią całkowicie zdumiony. może tylko grzeczność kazała jej powiedzieć, że wieczór był wspaniały? Czekał na nią rok, śnił i marzył. Z całych sił starał się, by wszystko dobrze wypadło. Pragnął się z nią codziennie umawiać, bawić do granic wytrzymałości. Nie mógł czekać do końca kręcenia filmu.
     - Nie mogę tak długo czekać. Może za dwa dni? Odwiózłbym cię wcześniej niż dzisiaj. - Zerknął na zegarek. - Nie myślałem, że jest aż tak późno. - Mówił łagodnym głosem. - Ja również uważam, że to był wspaniały wieczór, Zofio. - Aleksander był w niej zakochany po uszy. Przez ostatni rok marzył o chwili, w której zobaczy Zofię. Rok temu obiecał sobie, że pierwszą rzeczą, jaką zrobi po powrocie, będzie spotkanie z Zofią. W końcu mógł realizować swoje plany. Pragnął, by Zofia zakochała się w nim równie szaleńczo, jak on zakochał się w niej. Aleksander był osobą, która zawsze osiągała wyznaczony cel, lecz Zofia jeszcze tego nie wiedziała.
     Patrzył na Zofię proszącym wzrokiem. Nie była w stanie mu odmówić.
     - Dobrze, Aleksandrze, spotkamy się za dwa dni, ale pod warunkiem, że przywieziesz mnie wcześniej, inaczej umrę z wycieńczenia.
     - Masz to jak w banku - odparł.
     Patrząc na Zofię, pragnął ją pocałować. Nie chciał jednak, by wzięła go za natarczywego wielbiciela, więc starał się kontrolować. Dla niego Zofia była kimś bardzo ważnym. Aleksander obszedł samochód i otworzył Zofii drzwi. Teraz stali przed bramą, trzymając się za ręce.
     - Wspaniale się bawiłam, dziękuję,
     Podeszli wspólnie do marmurowych schodów. Zofia walczyła z pokusą zaproszenia Aleksandra na whisky. Rozsądek był przeciwny, podsuwając okropne wizje jutrzejszego dnia na planie. Aleksander delikatnie pocałował jej włosy.
     - Będę za tobą tęsknił.
     Zofia pokiwała głową i całkowicie nie kontrolując słów, rzekła:
     - Ja też będę tęskniła, Aleksandrze.
     Aleksander doskonale wiedział, jak ją zainteresować swoją osobą i sprawić, by za nim tęskniła. Prawdopodobnie z innym mężczyzną byłoby to przerażające, ale nie z Aleksandrem, z nim czuła się cudownie, tak bardzo, że nie miała się czego bać.